Braun Series 7 – moje nowe turbomaleństwo, które samo się myje
Pamiętam moją pierwszą golarkę. Dostałem ją na gwiazdkę, gdy miałem 7 lat i rodzicom nie podobało się, że już w tym wieku chodzę nieogolony. To była taka klasyczna golarka, której jedynym zadaniem było golenie, bo niby czego więcej można oczekiwać od golarki?
Wpis przy współpracy z marką Braun
Wydawałoby się, że to taki produkt, któremu już niewiele można dorzucić funkcjonalności. Podobnie zresztą jak zwyczajnym maszynkom do golenia. A jednak nawet w nich żyletki zostały zastąpione przez ostrza, potem dwa ostrza, trzy, teraz chyba są nawet takie z pięcioma ostrzami, a do tego mają jakieś nakładki łagodzące golenie, a niektóre modele są na baterię. W efekcie maszynki coraz bardziej stają się elektrycznymi golarkami, ale i elektryczne golarki wcale nie są takie doskonałe, bo… coraz bardziej stają się maszynkami. W zeszłym roku testowaliśmy z czytelnikami modele, które można używać pod wodą oraz modele, które używa się z pianką.
To ja już sam nie wiem, do czego to wszystko zmierza, ale jestem przekonany, że golarka, którą zobaczycie poniżej pokazuje kierunek rozwoju tych produktów.
[full_size]
[/full_size]
Dostaje się to razem z golarką. To urządzenie:
– ładuje ją
– myje ją
– smaruje ją
– osusza ją
Wedle zapewnień firmy takie czyszczenie jest 10 razy bardziej skuteczne niż mycie pod bieżącą wodą. Po użyciu golarki wkłada się ją do góry nogami (tak, ona ma nogi, zaraz się przekonasz) i dotyka magicznego przycisku. Uruchamia się coś, co przez kilka minut ją sobie czyści roztworem na bazie alkoholu. Pojemnik z nim kupuje się w marketach, kosztuje 100 zł, ale z tego co wyczytałem to wystarcza na kwartał (w moim przypadku na dłużej, bo nie golę się codziennie).
Wiem, że to brzmi skomplikowanie, dlatego poprosiłem znajomą blogerkę, aby wam to ładnie zobrazowała.
Precyzując – model, który testowałem to Braun Series 7 (799cc-7) z technologią dźwiękową z trybem turbo i bazą czyszczącą w zestawie. Jeśli zastanawiasz się, co kupić tacie na Dzień Ojca (23 czerwca) to na stronie Brauna można znaleźć sklepy, w których jest dostępna (wystarczy wybrać miasto).
Co do samego golenia i sensowności całej tej sonicznej technologii w trybie turbo, to faktycznie ona sprawuje się o niebo lepiej niż przy tradycyjnych golarkach. Każdą golarką się ogolimy, ale tą pójdzie nam znacznie szybciej i muszę przyznać, że byłem zaskoczony dokładnością golenia. Jest takie, jakbyś się golił żyletką. Nie ma tego efektu, który widać przy tańszych modelach, że niby jest gładko, a jednak szorstko, bo zostaje milimetr brody. Tutaj jest gładziutko, a braku podrażnień wspominać nie muszę, bo tej klasy model nie ma prawa takowych zostawiać. Braun Series 7 zastąpiła mi używaną od ubiegłego roku Braun Waterflex, do której mam ogromny sentyment, bo była moją pierwszą golarką, której mogłem używać razem z pianką. Złego słowa na tamtą nie powiem, ale ta pod każdym względem jest lepsza, także dzięki temu bajeranckiemu systemowi czyszczącemu. Nie jestem przewrażliwiony na punkcie czystości, ale przyjemniej się golić, kiedy wiesz, że za każdym razem przykładasz do twarzy zdezynfekowany sprzęt i nie musisz się babrać w wyciąganie mikroskopijnych włosków po poprzednim goleniu.
Zastanawia mnie jedno. Jakie golarki będą na rynku za 10 lat. Co jeszcze można wymyślić? Teoretycznie jeszcze lepsze golenie, ale to drobna ewolucja. Zmniejszać ich nie trzeba, bo już teraz by to robiono, ale małe są nieporęczne. Można zmniejszyć wagę, ale dajmy spokój – już teraz są lekkie. Co jeszcze, poza delikatnymi usprawnieniami można dodać elektrycznym golarkom?